Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jakie są efekty samowładztwa stołecznego ratusza

14-03-2018 22:24 | Autor: Tadeusz Porębski
Ostatnia sesja ursynowskiego samorządu była klasycznym przykładem kompletnego niezrozumienia przez mieszkańców kompetencji i możliwości rad dzielnic w mieście stołecznym Warszawa. Przez kilka godzin toczono jałową dyskusję, która nie przyniesie żadnych efektów.

Dyskutowano nad projektem uchwały w sprawie zaopiniowania przez ursynowskich rajców poprawionego projektu uchwały Rady m. st. Warszawy w sprawie przystąpienia do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (mpzp) północnej części osiedla "Stokłosy". Kością niezgody stało się m. in. to, że urzędnicy stołecznego ratusza zdecydowali, iż sporządzanie mpzp dla tego rejonu Ursynowa zostanie podzielone na dwie części – A i B, które zostaną uchwalone odrębnie. Prawo zezwala na taką procedurę, o ile każda z dwóch części znajduje się w jednym obrębie ewidencyjnym. Okazuje się, że prawny wymóg został spełniony – część A zlokalizowana jest w obrębie 1–10–02, zaś część B w obrębie 1–10–09.

Przybyli na sesję członkowie Rady Nadzorczej SMB "Stokłosy", wspierani przez grupę mieszkańców, wyrazili jednak głębokie zaniepokojenie, czy tak przeprowadzona procedura nie zostanie zaskarżona do sądu, co w efekcie mogłoby skutkować unieważnieniem uchwalonego mpzp dla tego rejonu. Był to cały katalog przypuszczeń i hipotez, które usiłowali zbić swoimi wyjaśnieniami burmistrz Ursynowa Robert Kempa oraz jego zastępca Piotr Zalewski. Burmistrz przekonywał, że tylko szybkie uchwalenie mpzp – co rzekomo obiecało mu kierownictwo klubu PO, który samodzielnie rządzi Warszawą – może uchronić Plac Wielkiej Przygody, czyli liczący około 3 tys. mkw. zielony teren w rejonie ulic Stokłosy, Zamiany i Wokalnej, przed zabudowaniem go przez prywatnego właściciela. To jedna z ostatnich niezabudowanych enklaw zieleni na Ursynowie. Przedstawiony ursynowskiej radzie do zaopiniowania projekt mpzp nie dopuszcza tam żadnej zabudowy mieszkaniowej, obszar ma mieć funkcję ZP (zieleń parkowa) oraz US (usługi sportu i rekreacji).

Należy działać szybko. Blisko 80 proc. tego terenu odzyskali bowiem spadkobiercy byłych właścicieli, którzy mają już warunki zabudowy i zamierzają wybudować tam zespół apartamentowców. Plany te są na razie zablokowane, ponieważ odzyskana nieruchomość nie posiada dostępu do drogi publicznej. Ale właściciel może uzyskać w sądzie służebność przejazdu i wystąpić wówczas o pozwolenie na budowę, które urząd będzie mu musiał wydać. Natomiast warunki zabudowy tracą ważność, jeżeli samorząd obejmie dany rejon mpzp.

Wydawałoby się więc, że wiszący nad Placem Wielkiej Przygody miecz Damoklesa powinien zachęcić mieszkańców i działaczy ze "Stokłosów" do apelowania z całych sił o pozytywną opinię ursynowskiej rady i szybkie skierowanie projektu mpzp, z proponowaną zmianą, pod głosowanie Rady Warszawy. Tymczasem, co dla większości obserwatorów było zupełnie niezrozumiałe, mieszkańcy zażądali wydania przez ursynowskich radnych negatywnej opinii o proponowanej zmianie w procedurze uchwalania mpzp dla północnej części osiedla "Stokłosy". Przedstawiane argumenty nie były argumentami merytorycznymi, lecz zbiorem hipotez, obaw, przypuszczeń, niepokojów oraz luźnych osobistych dywagacji, na zasadzie, co byłoby gdyby.

W tej sprawie bez znaczenia jest –po czyjej stronie leży racja – rady miasta, zarządu dzielnicy, czy mieszkańców osiedla "Stokłosy". Bez znaczenia jest również to, czy ursynowscy radni zaopiniowaliby projekt uchwały pozytywnie, negatywnie, czy też nie zaopiniowaliby go w ogóle. Dlatego kilkugodzinna dyskusja na sesji nie miała żadnego sensu i była jedynie stratą czasu. Poziom świadomości przeciętnego mieszkańca Warszawy o administracyjnych mechanizmach rządzących miastem jest bardzo niski. Często żąda się od dzielnicowych radnych działań w sprawach nieobjętych w kompetencjami rad dzielnic. Prawda jest taka, że ponad 90 proc. władzy w stolicy państwa zostało zarezerwowanej dla rady miasta i prezydenta. Kolejne ekipy partyjne zasiadające w stołecznym ratuszu zadbały o to, żeby nie dzielić się władzą z dzielnicami. Tak skonstruowały statut, by wypełnić wymogi ustawowe, a zarazem zachować pełnię władzy dla siebie.

Efekt jest taki, że rada każdej z 18 dzielnic Warszawy ma jedynie prawo wybrać swojego przewodniczącego oraz jego zastępców, a także burmistrza i pozostałych członków zarządu dzielnicy, choć wybór może zostać zakwestionowany przez prezydenta. Tak było na Ursynowie, Bemowie, Pradze Płn. i w kilku innych dzielnicach. Wszystko zależy od widzimisię prezydenta. Rady dzielnic mogą podejmować tak ważkie uchwały, jak na przykład określenie na terenie danej dzielnicy miejsc handlu obwoźnego. Z woli Rady Warszawy dzielnice uzyskały bardzo wąskie uprawnienia, m. in. możliwość opiniowania miejskich aktów prawnych, np. projektu statutu, projektów planów zagospodarowania przestrzennego, etc. Z tym że opinia dzielnicy w ogóle nie jest dla rady miasta wiążąca i nawet nie musi być brana pod uwagę. Dlatego właśnie kilkugodzinna dyskusja na ostatniej sesji ursynowskiego samorządu była zwykłą stratą czasu.

Taki stan rzeczy nie może dłużej trwać. Albo zgodnie z zapisem ratyfikowanej przez polski rząd Europejskiej Karty Samorządu Lokalnego powróci się do podstawowej zasady zawartej w Karcie, czyli przekaże się cały katalog odpowiednich uprawnień w dół, na możliwie najniższy poziom samorządu, albo należy zlikwidować fikcję i rozpędzić ubezwłasnowolnione rady dzielnic, a burmistrzów zamienić w dyrektorów. W przypadku Warszawy jednostki pomocnicze, czyli dzielnice, powołane zostały nie przez radę miasta, ale przez Sejm mocą ustawy. Ich zadania, uprawnienia i sposób finansowania zostały jasno określone w ustawie. Tymczasem statut Warszawy przekształcił dzielnice w twory na podobieństwo sołectw, choć Mokotów czy Ursynów zamieszkuje więcej mieszkańców niż niejedno miasto wojewódzkie.

Ustrój stolicy ma bardzo liczne wady, jednak przy dobrej woli politycznej można znowelizować ustawę, doprecyzowując w niej przede wszystkim uprawnienia dzielnic, a także doprowadzając do zgodności z Konstytucją Rzeczypospolitej oraz Europejską Kartą Samorządu Lokalnego.

Wróć